poniedziałek, 30 grudnia 2013

ciągle tak samo, bez zmian

Jest tak samo, jak było, nic się nie posuwa do przodu, aż człowiek traci nadzieję. Próbowano zmniejszyć moc respiratora, ale mała zbyt mocno się męczyła przy oddychaniu. Dalej jest problem z nerkami, ale ilość bakterii się zmniejszyła i nowy antybiotyk, który dostała jakoś skutkuje. Nie przetoczono jej krwi jak planowano, bo ilość czerwonych krwinek się podniosła  Tyle czasu to już trwa, jakby to były całe wieki, tyle dni mi zostały z nią zabranych. W ogóle nie znam swojej córeczki, mogę na nią tylko patrzeć, pogłaskać..ciekawe, czy ona wie, jak bardzo ja kocham i jak mi bardzo na niej zależy? Czy czuje moją obecność, jak do niej przychodzę? Jezu jak ja tęsknię....

piątek, 27 grudnia 2013

nie udało się

Niestety, nie udało się małej odłączyć od respiratora. Odma sobie poszła, ale w oskrzelach powstała jakaś wydzielina, którą trzeba odsysać i w obawie przed uduszeniem się nią, mała nadal jest sztucznie wspomagana ,przez maszynę. Ale i tak dużo mi to daje, jak popatrzę na nią choć te parę minut, czy pogłaszczę po główce. Dziś patrzyła na mnie swymi dużymi niebieskimi oczkami, i ścisnęła mój palec. Uśmiechała się przez sen...jestem cierpliwa, czas pokaże co będzie dalej.

wtorek, 24 grudnia 2013

czekamy i czekamy

Cierpliwość jest cnotą,tak słyszałam. Wystawia nas na ciężką próbę, ciężko jest to wszystko mi znieść. Anulki wciąż nie ma, Wojtuś wciąż się o nią pyta, reszta rodziny też Ostatnio córeczka powiedziała do mnie parę słów. "mamo,wiem że Ania ma bardzo chore serduszko, i że jak coś się stanie aniołki ja zabiorą do nieba , a czy ty będziesz smutna jak Ani nie będzie?" ja na to oczywiście że tak. Odpowiedziała mi wtedy coś takiego" niepotrzebnie mamo, aniołki się nią dobrze zaopiekują,nie będziesz musiała się smucić"...moja kochana pięciolatka...ale chyba aniołki jej nie zabiorą, już tyle zniosła, operacje, te zabiegi...żyła z tą wadą 2 tyg zanim ją zdiagnozowano. Jest silna, ja w nią wierzę z całych sił, że mała chce z nami zostać za wszelką cenę.Aniu, ja poczekam,wszyscy poczekamy ile trzeba, nawet i miesiące,abyś tylko była z nami w domku.

niedziela, 22 grudnia 2013

Chyba jest nieco lepiej...

Malutka wciąż pod respiratorem , nie odłączają jej , ze względu bezpieczeństwa. Porobiły się jej jakieś pęcherzyki w płucu, założono jej dren do niego.Opatrunek po operacji zdjęty, szwy też, rana jest zgrabna, ładnie zszyta. Spała, kiedy ją odwiedziłam.Uśmiechała się przez sen..Zmiany w płucach się zmniejszyły, crp spada. Kocham moja kruszynkę, tak za nią tęsknie. W domu czeka łóżeczko..pusto bez niej, gapię się na jej łóżeczko, co niestety powiększa moją tęsknotę, i źle się psychicznie czuję. Ale dużo mi daje to, że mogę ją choć trochę pogłaskać, jak ją odwiedzam na oiomie. Ze przez te pięć minut jestem z nią, że widzę, że ona żyje. Jest silna, wierzę, że mała da radę i niedługo będę mogła ją tulić.

czwartek, 19 grudnia 2013

Powoi do przodu

Malutka na oiomie, po poniedziałkowej operacji. Ae ekarz mówi, że wszystko zmierza w dobrym kierunki i mała szybko dochodzi do siebie. Załatwia się już ładnie do pieluszki, jest karmiona sonda mlekiem bebilonem 1.Tak za nia tęsknię, chciałabym ja mocno przytuić, nie tyle aby mieć ją w domu ale chociaż poczuć jej biskość

wtorek, 17 grudnia 2013

załamana..smutna...

No i radość się skończyła..kiedy mała skończyła dwa tyg znalazła się w szpitalu bo nie jadła, nie przybierała na wadze... siniała, jedzenie sprawiało jej ogromny wysiłek, początkowa diagnoza sepsa, potem usg- powiększona wątroba, potem echo serca i następna szokująca diagnoza- poważna wada serca. Kardiochirurg rozmawiał ze mną, tłumaczył na czym wada polega a ja słuchałam go niezbyt uważnie po pierwszym zdaniu myślami odpływałam gdzieś daleko, dlaczego ja? Krew utleniona zamiast płynąc do płuc płynęła do wątroby która była powiększona z tego powodu. Leczeniem może być jedynie operacja, za pomocą płucoserca. Zatrzymali serce malutkiej , naprawili jej i wtoczyli jej krew z powrotem, czyli ja ożywili z powrotem.Wczoraj przeszła 11 godzinna operację. Teraz leży pod respiratorem, jutro będzie próba odłączenia jej od respiratora, nerki ładnie pracują, mała reaguje na bodźce.Jest lekko uśpiona, by bólu nie czuła..tęsknię za nią, czy wygra walkę o życie? Lekarz mówił, że mała ma szczęście i że to cud, że przeżyła te dwa tyg, bo zazwyczaj dzieci  nie przeżywają do dnia operacji.Wada jest rzadka, zaledwie jeden procent dzieci rodzi się z taką wrodzoną wadą. Mimo iż widok dziecka pod respiratorem nie jest miły to mnie ucieszył, bo ona żyje, i tak ładnie wyglądała....różowiutka, pierwszy raz taką ją widziałam, zazwyczaj była bardzo blada, ale myślałam, że taka ma karnacje. Boję się tak boje o nią.....mimo iż przeżyła, to jednak strach jest, saturacji nie ma 1oo procent, tylko 80-90 i lekarza to niepokoi.
tu mała jeszcze przed diagnozą, kiedy lekarze myśleli,że to sepsa

a tu już po diagnozie, kiedy małej spadała saturacja, w komorze tlenowej


Łączna liczba wyświetleń